Czasami jest tak, że się spełnia nie swoje marzenia. Albo się przysposabia marzenia innych i one jakby stają się nasze. Zadomawiają się, znajdują sobie w nas miejsce. Czekają na swoją kolejkę, odpowiedni czas realizacji.
Podobno tę przypadłość można leczyć, ale by kuracja była skuteczna, chory musi wyrazić chęć, by się poddać leczeniu. Tymczasem ja nie chcę. Zapieram się, nie daję za wygraną i walczę.
Odważne czy skryte? Kroczące przez świat z dumnie podniesioną głową, czy chowające się w cieniu towarzysza podróży? Przez cały czas niezwykle zachłanne - na wiedzę, doświadczenie i spotkanie.
My – włóczykije, powsinogi, wędrowcy, szwędacze, podróżnicy – chcemy wiedzieć. Wiedza jest nieodłącznym elementem naszego poznawania i rozumienia świata. Ale często do zgłębiania informacji na temat kraju czy regionu, do którego się wybieramy, brakuje nam czasu, zapału, albo niekiedy (tak! napiszę to!) po prostu się nam nie chce.
Odkąd wróciliśmy z rowerowej wyprawy przez Europę i Azję, chcieliśmy choć na krótko wybrać się w podróż po Polsce. Okazja nadarzyła się ostatnio i bez zbędnych przygotowań postanowiliśmy ruszyć w drogę. Naszą polską rowerową przygodę zaczęliśmy od tego, co najbliżej Berlina. Padło na Pomorze Zachodnie i Wielkopolskę. 7 dni. 500 kilometrów. Cudowne polskie lato. Złapaliśmy bakcyla.
Usadowiła nas przy stole w kuchni, naprzeciw kaflowego pieca. Widniał na nim napis Friede am Herd ist Goldes wert*. Sama nie usiadła ani na chwilę. Przygotowała nam kawę, pokroiła ciasto, poczęstowała czekoladkami, ale przede wszystkim cudownie się rozgadała. - Mam pięcioro dzieci, wszyscy budowlańcami! Tylko jedna córka ma salon, paznokcie pielęgnuje, fryzury czesze. Jak ona pięknie to potrafi zrobić! Ale daleko mieszka, bo w Niemczech. Druga córka zresztą też się tam wyprowadziła. Rzadko je odwiedzam, bo to kawał drogi.
Początki były trudne. Przez kilka pierwszych dni odbijaliśmy się od zamkniętych na cztery spusty restauracji. Wiszące na drzwiach kłódki były dowodem na to, że nie mamy tam czego szukać. Kilka razy zdarzyło się, że sprzedawca grzecznie choć stanowczo poprosił, abyśmy zakupionych u niego produktów nie spożywali w pobliżu sklepu. Chowając się więc przed ludźmi szybko konsumowaliśmy byle jak przygotowane posiłki. W końcu to ramadan. Święty miesiąc muzułmanów. Zakazane jest więc spożywanie jedzenia od wschodu do zachodu słońca. O zakazie uprawiania seksu nie wiedzieliśmy. Przestrzegania zakazu picia napojów w ogóle nie braliśmy pod uwagę. Zakaz palenia tytoniu zupełnie nam nie przeszkadzał.
Pan Henryk Osiński ma 61 lat i od ponad 30 konstruuje rowery. Ale nie takie zwykłe rowery do jeżdżenia. Jego są głośne i kolorowe. Migające i wydające przeróżne dźwięki. Jego rowery mają duszę, o którą pan Henryk zadbał dodatkowo, bo bez odpowiedniego podejścia do swojego pojazdu, traci on swój urok, wdzięk, charakter. Trzeba więc ciągle coś poprawiać, ulepszać i tak, trochę pracy przy tym jest, ale za to jaka później frajda i zadowolenie!
Moda na mini browary trwa już dobrych kilka lat, ale nie spodziewaliśmy się, że miłością do piwa pała tak wielka i przede wszystkim różnorodna grupa osób! Od młodzieży i studentów, przez eleganckich pracowników korporacji, po przedstawicieli przeróżnych subkultury, nie zapominając o dystyngowanych emerytach. Wszyscy oni zebrali się w ostatni weekend maja w RAW-Gelände (przy Revalerstr. 99), gdzie po raz drugi zorganizowano Berlin Craft Bier Fest 2014.
|