Pierwszą bułgarską studentką polonistyki, którą spotkaliśmy, była Żenia. Jej rodzice to zaprzyjaźnieni z Małopolskim Towarzystwem Oświatowym nauczyciele. Poznaliśmy ich za pośrednictwem Alicji Derkowskiej - doktora matematyki, społecznika, człowieka wielkiego ducha i wiary w siłę sprawczą marzeń. Pani Alicja, kiedy tylko dowiedziała się, że jedziemy w tę podróż, przesłała nam listę "dobrych ludzi", których koniecznie po drodze musimy odwiedzić i którzy w razie kłopotów chętnie pomogą. Kłopotów nie było, ale i tak chcieliśmy spotkać się z Emilem, Marianną i ich studiującą w Sofii córką Żenią.
Przybyliśmy do Bułgarii w Niedzielę Wielkanocną, nie najlepszy czas na przyjmowanie nieznajomych. Powitali nas ogromną życzliwością, zrozumieniem i otwartością. Zostaliśmy zaproszeni na poniedziałkowy obiad, po którym Emil oprowadził nas po mieście.
Kiedy tylko Żenia dowiedziała się, że naszym następnym przystankiem w Bułgarii jest Kozłoduj, od razu zadzwoniła do Bobby, swojej koleżanki z polonistyki. Niestety jej samej nie udało się nam poznać, ale za to rodzice dziewczyny postanowili przyjąć nas u siebie. Byliśmy dość podekscytowani wizytą w tym 14 tysięcznym mieście, ponieważ to właśnie tu w latach 70-tych XX wieku wybudowano elektrownię atomową, w której do dziś pracuje spora część mieszkańców regionu.
Czym bliżej było nam do granicy bułgarsko-tureckiej, tym więcej pagórków, zjazdów, podjazdów. Trasa stawała się coraz bardziej malownicza, ale też wymagająca. Pomimo tego jedno z najstarszych miast Bułgarii, warte było każdego wysiłku. Wjeżdżając do Wielkiego Tyrnowa, nie podejrzewaliśmy, że zakochamy się w tym mieście od pierwszego wejrzenia. Położona w dolinie rzeki Jantry, otoczona wzniesieniami Starej Płaniny, charakteryzująca się ciasną zabudową dawna stolica urzeka i zachwyca.
To właśnie w Wielkim Tyrnowie zupełnie przez przypadek (w autobusie), poznaliśmy studiującą na tutejszym uniwersytecie trzecią studentkę polonistyki. Spotkanie było krótkie, ale i tak zapadło nam w pamięć. Jak często zdarza się bowiem rozmawiać z obcokrajowcami płynnie mówiącymi po polsku?
To właśnie w Wielkim Tyrnowie zupełnie przez przypadek (w autobusie), poznaliśmy studiującą na tutejszym uniwersytecie trzecią studentkę polonistyki. Spotkanie było krótkie, ale i tak zapadło nam w pamięć. Jak często zdarza się bowiem rozmawiać z obcokrajowcami płynnie mówiącymi po polsku?
Nasz pobyt w Bułgarii to również świętowanie urodzin. Były świeczki, tort, życzenia i marzenia, które właśnie się spełniają. Marzenia o wielkiej przygodzie, o byciu w drodze i przeżywaniu każdej chwili na 100%.
Wytyczona przez nas trasa prowadziła na Przełęcz Republiki - najwyższy punkt tej części wyprawy (700 m n.p.m.). Po jej pokonaniu droga na Nizinę Tracką i do samej Turcji stała przed nami otworem.
Podczas ostatnich dni pedałowania po Bułgarii przekonaliśmy się, że Polska nie jest jedynym "krajem bocianów" oraz że burza z gradem nie musi być wcale straszna. Oczywiście zmokliśmy okropnie i kilka razy dostało się nam twardymi bryłkami lodu. Przemoczeni, zmarznięci i głodni dotarliśmy do celu późno, ale czym byłaby ta podróż bez takich niespodziewanych "atrakcji"?
Podczas ostatnich dni pedałowania po Bułgarii przekonaliśmy się, że Polska nie jest jedynym "krajem bocianów" oraz że burza z gradem nie musi być wcale straszna. Oczywiście zmokliśmy okropnie i kilka razy dostało się nam twardymi bryłkami lodu. Przemoczeni, zmarznięci i głodni dotarliśmy do celu późno, ale czym byłaby ta podróż bez takich niespodziewanych "atrakcji"?
Opuszczaliśmy Unię Europejską z przeświadczeniem, że było warto przejechać te wszystkie kilometry, by przekonać się, że Europa też może być tak nadzwyczajnie ciekawa. Wyjeżdżamy pełni nadziei, że to co przed nami, będzie równie ekscytujące!
Do zobaczenia w Azji!