My – włóczykije, powsinogi, wędrowcy, szwędacze, podróżnicy – chcemy wiedzieć. Wiedza jest nieodłącznym elementem naszego poznawania i rozumienia świata. Ale często do zgłębiania informacji na temat kraju czy regionu, do którego się wybieramy, brakuje nam czasu, zapału, albo niekiedy (tak! napiszę to!) po prostu się nam nie chce.
My – włóczykije, powsinogi, wędrowcy, szwędacze, podróżnicy – chcemy wiedzieć. Wiedza jest nieodłącznym elementem naszego poznawania i rozumienia świata. Ale często do zgłębiania informacji na temat kraju czy regionu, do którego się wybieramy, brakuje nam czasu, zapału, albo niekiedy (tak! napiszę to!) po prostu się nam nie chce. Zawitaliśmy do Pojechanej, czyli Oli Świstow pod sam koniec naszej rowerowej przeprawy przez Chiny, a Ola (jak to ma w zwyczaju) przepytała nas dokładnie o to skąd, jak, czemu i po co! Kolejny sezon rowerowy czas zacząć, więc przy tej okazji chcieliśmy podzielić się z Wami pewnymi sztuczkami, które udoskonalaliśmy w zeszłym sezonie. Właściwie na pomysł wprowadzenia tych kilku znaków ostrzegawczych wpadli Rosy i Andy, z którymi przemierzaliśmy niekończące się kilometry jadąc wzdłuż pustyni Takla Makan. Sinciang to nasz ulubiony region Państwa Środka. Choć to oczywiście Chiny, to kulturowo i geograficznie tereny te przynależą do Azji Środkowej. Przyjeżdżamy tu regularnie, raz za razem odwiedzając nowe miejsca, albo podążając przetartym już wcześniej szlakiem. Obecnie z regionem tym zmagamy się rowerowo. W korytarzu nadal leży czerwona torba w kratkę. Po brzegi wypchana zawartością naszych sakw - są w niej śpiwory, statyw, płachta pod namiot, trochę ubrań, cały kuchenny sprzęt, który mieliśmy ze sobą. W oklejonych taśmą kartonach znajdują się natomiast nasze rozkręcone rowery. W dzień przylotu zanieśliśmy je do garażu i od tamtej pory nawet do nich nie zajrzeliśmy. Kiedy trafia idealnie i uderza prosto w lewe ucho, dźwięk roznosi się wewnątrz całej głowy. Najpierw kumuluje się w okolicy skroni, po czym wysyła niezwykle bolesne impulsy w głąb. Zanim dotrze do prawego ucha, trzęsie mózgiem jak galaretą. Cała czaszka wibruje i czeka na kolejną falę nieuchronnie nadchodzącego już bólu. Pamiętacie tekst o drobiazgach, które w tej podróży uznaliśmy za szczególnie przydatne (część pierwsza tu)? Dziś część druga tej wyliczanki. Tym razem dotyczy rzeczy, które ułatwiają nam komunikację lub sprawiają, że przyjemniej i ciekawiej upływa nam czas w towarzystwie osób nieznajomych. Metr za metrem, powoli do przodu. Gaz, dużo gazu, potem szybko hamulec. Czarny dym spalin unosił się pomiędzy samochodami, otulał nas jak poranna mgła. Staliśmy, ledwo łapiąc oddech. Wdychaliśmy to, co wydobywało się spod naczepy samochodu przed nami. Raz za razem wychylaliśmy się to z prawej, to z lewej, by sprawdzić, czy może uda się nam przecisnąć i przyśpieszyć to niekończące się oczekiwanie. |