Już po raz czwarty magazyn turystyki rowerowej "Rowertour" zorganizował konkurs na najciekawszą podróż rowerową. Tym razem o nagrodę główną można było ubiegać się w trzech kategoriach. Jury postawiło na podróże z pomysłem. Nie liczył się czas trwania wycieczki, ale walor poznawczy i umiejętność ciekawego przedstawienia wyprawy.
Podróżowanie po Iranie jest naprawdę fascynujące. To kraj, który zaskakuje i nie sposób pozostać wobec niego obojętnym. Turyści to mile widziani goście. Irańczycy są otwarci, chętni do pomocy, ciekawi świata i ludzi. Wyznają zasadę: "gość w dom, Bóg w dom".
Każda historia ma swojego bohatera. Odznaczającą się wyjątkową siłą, charyzmą, albo dobrocią postać, która skupia na sobie uwagę obserwatorów i czytelników. Bohaterami naszej historii byli spotykani po drodze ludzie (jak choćby pani Maryam). Ale gdzieś z boku jest jeszcze jeden jakże ważny dla nas bohater. Przyćmiony przez nadzwyczajne krajobrazy, ciekawych ludzi i ich nietuzinkowe historie. Nie wychodzi przed szereg, pozostaje w cieniu.
Dochodziła 7:00, więc przed bramą zgromadził się już spory tłum. Ludzie stali spokojnie, nikt się nie pchał, ale stres i tak robił swoje. Wiedzieliśmy, że prom, który kursuje pomiędzy Tuen Mun a wyspą Lantau jest nieduży, a my dodatkowo poza rowerami mieliśmy jeszcze dwa wielkie kartony, w które już na lotnisku planowaliśmy zapakować nasze jednoślady.
Nasz rowerowy przejazd przez Gruzję to pokonanie prawie 580 kilometrów. Podczas tego pobytu zatrzymaliśmy się nie tylko w Batumi, ale również w Gori i Tbilisi. Niewątpliwie najtrudniejszym odcinkiem był podjazd na Przełęcz Goderzi, a miejscem najbardziej pozytywnie zaskakującym miasto Borjomi. Obecnie Polaków obowiązuje bezwizowy wjazd na teren tego kraju, co sprawia, że Polacy dość często decydują się na spędzenie tu urlopu.
W korytarzu nadal leży czerwona torba w kratkę. Po brzegi wypchana zawartością naszych sakw - są w niej śpiwory, statyw, płachta pod namiot, trochę ubrań, cały kuchenny sprzęt, który mieliśmy ze sobą. W oklejonych taśmą kartonach znajdują się natomiast nasze rozkręcone rowery. W dzień przylotu zanieśliśmy je do garażu i od tamtej pory nawet do nich nie zajrzeliśmy.
Kiedy trafia idealnie i uderza prosto w lewe ucho, dźwięk roznosi się wewnątrz całej głowy. Najpierw kumuluje się w okolicy skroni, po czym wysyła niezwykle bolesne impulsy w głąb. Zanim dotrze do prawego ucha, trzęsie mózgiem jak galaretą. Cała czaszka wibruje i czeka na kolejną falę nieuchronnie nadchodzącego już bólu.
Pamiętacie tekst o drobiazgach, które w tej podróży uznaliśmy za szczególnie przydatne (część pierwsza tu)? Dziś część druga tej wyliczanki. Tym razem dotyczy rzeczy, które ułatwiają nam komunikację lub sprawiają, że przyjemniej i ciekawiej upływa nam czas w towarzystwie osób nieznajomych.
Metr za metrem, powoli do przodu. Gaz, dużo gazu, potem szybko hamulec. Czarny dym spalin unosił się pomiędzy samochodami, otulał nas jak poranna mgła. Staliśmy, ledwo łapiąc oddech. Wdychaliśmy to, co wydobywało się spod naczepy samochodu przed nami. Raz za razem wychylaliśmy się to z prawej, to z lewej, by sprawdzić, czy może uda się nam przecisnąć i przyśpieszyć to niekończące się oczekiwanie.
|