Przygotowywanie jedzenia to nie jest nasza mocna strona, ale ponieważ inaczej się nie da, tak codziennie próbujemy się odnaleźć w gmatwaninie wielu produktów spożywczych. Czasem wychodzi nam to lepiej, innym razem borykamy się ze sporymi problemami. Cel jednak pozostaje ciągle ten sam: najeść się do syta!
Miska za miską lądują na mnie litry wody. Ciepłej, przyjemnej. Po kilkunastu minutach spędzonych w saunie, leżenie na przypominającym katafalk, zimnym, marmurowym łóżku (göbek taşı) daje ochłodę i zapewnia komfort. Wypity przed chwilą jogurt rozpływa się po całym ciele, które jeszcze nie zdążyło nacieszyć się tym mlecznym smakiem, a już poddawane jest zupełnie innej formie przyjemności.
Gdy podjazd nie jest zbyt trudny najlepiej zająć czymś myśli: co zjemy na kolację? Gdzie zrobimy następne pranie? Czy trasa na jutro jest sprawdzona? Do kogo napisać maile? Czy dokumenty, które wysłaliśmy, dotarły do adresata? Który dziś dzień miesiąca? Czy osoba, u której śpimy, będzie miała bezpieczne miejsce na nasze rowery? Kiedy są urodziny babci? Jaki jest kurs tutejszej waluty?
Bardzo często pytacie, co u nas nowego. A my, aż wstyd się przyznać, zdarza się, że nie mamy zbyt wiele do powiedzenia. Jedziemy, ciągle jedziemy. Kiedy pedałujemy nasze dni są po prostu do siebie bardzo podobne. Co to dokładnie znaczy?
Rowerzyści-sakwiarze, czyli wszyscy podróżnicy pedałujący przez Stambuł, ciągle zadają to samo pytanie: którą drogę wybrać, by możliwie bez szkody dla ciała, roweru i ducha, wjechać i wyjechać z tej metropolii? Sami też się nad tym długo zastanawialiśmy. Nasz wjazd do miasta był trudny, ciężki i długi, ale na szczęście udało się nam opuścić Stambuł w naprawdę komfortowych warunkach.
Po 41 dniach w podróży i przejechaniu 2650 km dotarliśmy do Stambułu - miasta które po tych wszystkich trudach było dla nas wytchnieniem, inspiracją i nagrodą!
|