Odważne czy skryte? Kroczące przez świat z dumnie podniesioną głową, czy chowające się w cieniu towarzysza podróży? Przez cały czas niezwykle zachłanne - na wiedzę, doświadczenie i spotkanie.
Pierwsza jest przebojowa. Nie da sobie nic powiedzieć. Jak już coś postanowi, to koniec, kropka, klamka zapadła. Możesz jej tłumaczyć, ale i tak wie lepiej, najlepiej. Nie ma komórki, więc zanim przyjedziesz w odwiedziny, koniecznie się zapowiedz! Inaczej możesz godzinami siedzieć na ławce przed domem i czekać.
Ona nie czeka. Ona działa. Odwiedza chore sąsiadki, albo siostrę w Starym Sączu. Zapisuje się na większość organizowanych przez księdza proboszcza wycieczek, albo zwiedza okoliczne miejscowości razem z innymi członkami ZNP. Jest stałą bywalczynią lokalnych imprez – opłatek, jajeczko, Dzień Nauczyciela. Kiedyś w jej stałym, wakacyjnym repertuarze obowiązkowo był wyjazd do Krynicy (koniecznie pociągiem!) i wycieczka na ryterski zamek. Teraz nie trzyma się sztywno tego przed laty ustalonego schematu. Korzysta z każdej okazji do wyjazdu i wyjścia z domu. Pobyt w szpitalu też jest dla niej wycieczką. Zawsze kogoś pozna, z kimś porozmawia.
Najdalej była w Wenecji i gdyby nie wiek, chętnie wybrałaby się w taką podróż raz jeszcze. Dobrze czuje się w drodze i równie mocno przeżywa wycieczki do Limanowej, czy Piwnicznej jak i te dalekie. Jest odważna, więc bez obaw wsiada do pociągu albo autobusu. Czasem zwróci współpasażerowi uwagę, że się przy niej niecenzuralnie wypowiada. W końcu nieważne gdzie, trzeba umieć się zachować.
Druga przez większą część swojego życia w cieniu męża. Dopiero, kiedy umarł, okazało się, że też ma coś do powiedzenia. Dowcipna do bólu, choć raczej nie zdaje sobie z tego sprawy. Opowiada o tym, co nowego u sąsiadki, a na koniec zawsze zabraknie jej czasu, by zapytać, co u ciebie. Jest cudowną, niewymądrzającą się gadułą. Ciągle czeka.
Czeka, by ją ktoś odwiedził i przez cały czas jej tych odwiedzin mało. Pomimo tego, że każdego dnia ktoś puka do jej drzwi, chciałaby więcej. Po spotkaniu, nigdy się nie żegna, bo przy pożegnaniach się płacze, a ona i bez tego ma oczy pełne łez. Nie mów więc przy niej, że już jutro wyjeżdżasz. Ona dobrze o tym wie, więc po co tyle gadać. Pojedziesz, wrócisz, to się znowu przywitacie.
Zbiera pocztówki i magnesy na lodówkę. Kolekcja jest spora i pochwalić się może pamiątkami z Hamburga, Toronto, Sznaghaju, czy St.Louis. Ma kartki z Londynu, Krety i dalekiej Sri Lanki, ale i tak najważniejszy jest atlas. Atlas geograficzny. Wytarte strony zdradzają, że używa go często. Sunie palcami po oceanach i kontynentach. Ostatnio szukała Toronto, bo chciała wiedzieć, gdzie zamieszkała Ania. Kasia była w Meksyku, więc i ten Meksyk trzeba było znaleźć. Dużą trudność sprawiło jej też odszukanie Zanzibaru, ale i z tym w końcu sobie poradziła. Zwiedza świat oczami swoich dzieci i wnuków, bo sama od lat nie wychodzi z domu.
Obie panie są podróżniczkami. Podróżując – każda na swój sposób – są ciekawe świata i ludzi. Obie ciągle chcą wiedzieć więcej. Obie są moimi ukochanymi babciami.
Ona nie czeka. Ona działa. Odwiedza chore sąsiadki, albo siostrę w Starym Sączu. Zapisuje się na większość organizowanych przez księdza proboszcza wycieczek, albo zwiedza okoliczne miejscowości razem z innymi członkami ZNP. Jest stałą bywalczynią lokalnych imprez – opłatek, jajeczko, Dzień Nauczyciela. Kiedyś w jej stałym, wakacyjnym repertuarze obowiązkowo był wyjazd do Krynicy (koniecznie pociągiem!) i wycieczka na ryterski zamek. Teraz nie trzyma się sztywno tego przed laty ustalonego schematu. Korzysta z każdej okazji do wyjazdu i wyjścia z domu. Pobyt w szpitalu też jest dla niej wycieczką. Zawsze kogoś pozna, z kimś porozmawia.
Najdalej była w Wenecji i gdyby nie wiek, chętnie wybrałaby się w taką podróż raz jeszcze. Dobrze czuje się w drodze i równie mocno przeżywa wycieczki do Limanowej, czy Piwnicznej jak i te dalekie. Jest odważna, więc bez obaw wsiada do pociągu albo autobusu. Czasem zwróci współpasażerowi uwagę, że się przy niej niecenzuralnie wypowiada. W końcu nieważne gdzie, trzeba umieć się zachować.
Druga przez większą część swojego życia w cieniu męża. Dopiero, kiedy umarł, okazało się, że też ma coś do powiedzenia. Dowcipna do bólu, choć raczej nie zdaje sobie z tego sprawy. Opowiada o tym, co nowego u sąsiadki, a na koniec zawsze zabraknie jej czasu, by zapytać, co u ciebie. Jest cudowną, niewymądrzającą się gadułą. Ciągle czeka.
Czeka, by ją ktoś odwiedził i przez cały czas jej tych odwiedzin mało. Pomimo tego, że każdego dnia ktoś puka do jej drzwi, chciałaby więcej. Po spotkaniu, nigdy się nie żegna, bo przy pożegnaniach się płacze, a ona i bez tego ma oczy pełne łez. Nie mów więc przy niej, że już jutro wyjeżdżasz. Ona dobrze o tym wie, więc po co tyle gadać. Pojedziesz, wrócisz, to się znowu przywitacie.
Zbiera pocztówki i magnesy na lodówkę. Kolekcja jest spora i pochwalić się może pamiątkami z Hamburga, Toronto, Sznaghaju, czy St.Louis. Ma kartki z Londynu, Krety i dalekiej Sri Lanki, ale i tak najważniejszy jest atlas. Atlas geograficzny. Wytarte strony zdradzają, że używa go często. Sunie palcami po oceanach i kontynentach. Ostatnio szukała Toronto, bo chciała wiedzieć, gdzie zamieszkała Ania. Kasia była w Meksyku, więc i ten Meksyk trzeba było znaleźć. Dużą trudność sprawiło jej też odszukanie Zanzibaru, ale i z tym w końcu sobie poradziła. Zwiedza świat oczami swoich dzieci i wnuków, bo sama od lat nie wychodzi z domu.
Obie panie są podróżniczkami. Podróżując – każda na swój sposób – są ciekawe świata i ludzi. Obie ciągle chcą wiedzieć więcej. Obie są moimi ukochanymi babciami.
Zdjęcie tytułowe: Nicolas Raymond, World Map - Abstract Acrylic, (CC)