Berlin pożegnał nas cudownym wiosennym słońcem. Ten pierwszy dzień nie przyniósł wielu niespodzianek. Niecałe 100 km jasnego nieba, znośnej temperatury i powolnego przyzwyczajania się do jazdy z przednimi sakwami.
Do Lübben dotarliśmy po 18:00. Spreewald - kraina ogórków. Prawie jak u dziadka!
Zachęceni tym dobrym pierwszym dniem jazdy, ruszyliśmy do Kamenz, gdzie czekała na nas zapoznana na CS (couchsurfing) Anne. Jak dobra przyjaciółka wysprzątała piwnicę, by zmieściły się w niej nasze rowery, ugotowała spaghetti bolognese, upoiła nas winem, a na koniec zaproponowała gimnastykę rozciągającą. Ćwiczyliśmy we trójkę, a tym wygibasom przyglądały się ze zdziwieniem jej dwa króliki.
Dziś raptem 50 km, ponieważ nie mogliśmy odmówić sobie wizyty w Dreźnie.
A jutro?
Jutro Czechy!
Jutro Czechy!