Wjechaliśmy do Timiszoary tylko na jedną noc, by zaraz następnego dnia rano pedałować już w kierunku rumuńsko-serbskiej granicy.
Zanim jednak opuściliśmy tereny europejskich niskich stawek roamingowych, zauroczył nas krajobraz kolorowych domów w rumuńskim Banacie. Dużym zaskoczeniem były również banknoty. Rzadko kiedy zdarza się odejść od bankomatu ze świadomością, że oto trzyma się w ręku coś bardzo ładnego. Mało ekologiczne, bo wykonane z plastiku, ale za to niezwykle przyjemne w dotyku, sprawiające wrażenie zupełnie nowych i nieużywanych - rumuńskie leje.
Kierowaliśmy się do Serbii skuszeni pozytywnymi opiniami na temat oznakowania drogi rowerowej wiodącej po serbskiej stronie Dunaju. Nie zawiedliśmy się! Widoki przepiękne, ruch nie za duży, a nawierzchnia na tyle dobra, że pokonanie trasy nie stanowiło większego problemu.
Postanowiliśmy jednak ponownie zawitać do Rumunii. Granicę przekroczyliśmy po zaporze wodnej zwanej, jak cały karpacki przełom Dunaju, Żelaznymi Wrotami (rum. Porțile de Fier) Wjeżdżając do miasta Drobeta-Turnu Severin spotkaliśmy przesympatyczną parę z Polski. Ryszard i Aniela z Katowic przesłali nam zrobione wtedy na drodze zdjęcie i obiecali, że będą nas dopingować. Trzymamy więc za słowo i serdecznie pozdrawiamy! Na koniec naszego pobytu w Rumunii liczyliśmy na to, iż granicę z Bułgarią uda się nam pokonać nowo wybudowanym mostem łączącym miasta Calafat i Widyń. Niestety nie został on jeszcze oddany do użytku, więc razem z kilkunastoma ciężarówkami przeprawiliśmy się przez rzekę promem.