Bicycles' couple
  • Blog
  • O nas
  • Kontakt

Rodzinne postanowienia

4/11/2013

Komentarze

 
Obraz
Proces decyzyjny w naszej dwuosobowej rodzinie zazwyczaj wygląda tak:
- Może kupimy sobie rowery? - zaproponował Kuba
- A po co nam one - zaczęłam się zastanawiać – przecież mamy te, które podarował nam dziadek. Do jazdy po mieście w zupełności wystarczą – dodałam.
Może też wyglądać tak:
- Co myślisz o wyjeździe rowerowym do Chin? - pewnego dnia nieśmiało zapytał Kuba
- Zwariowałeś? - odparłam bez zastanowienia – Rowerami do Chin? Tak się w ogóle da? A poza tym nie znoszę sportów, nie lubię się męczyć, ani biwakować, potrzebuję nieustannego dostępu do czystej łazienki, pralki, swoich ulubionych małych domowych rzeczy – wypowiedziałam to wszystko jednym tchem, po czym wróciłam do przerwanej lektury.

I jeszcze tak:
- Czy myślisz, że moglibyśmy przestać jeść mięso? - głośno zastanawiał się Kuba
- I tak nie jemy go zbyt dużo, więc po co takie drastyczne kroki? - powiedziałam, a potem pomyślałam o rosole, który gotuje tata Ziutek, o gulaszu mamy Jadzi, gołąbkach babci Marysi, roladkach z łososiem mamy Hani i jajecznicy na boczku taty Mietka. Zaburczało mi w brzuchu i bez słowa udałam się do kuchni, by poszperać w lodówce.

Rozpoczęte rozmowy czekają na odpowiedni czas, by mogły być kontynuowane...
- Pomyśl tylko – zaczął Kuba – te stare rowery może i są wyjątkowe, ale na nowych moglibyśmy pojechać gdzieś dalej, dokupimy sakwy, wybierzemy się na weekend pod miasto – zachęcał – Poza tym Liptony mają rowery. Moglibyśmy pojeździć gdzieś razem.
- Ok, możemy iść je obejrzeć – zgodziłam się i pomyślałam o sobotnim przedpołudniu, gdzieś pod miastem. Cisza, spokój, my i Liptony. Może jakiś piknik na trawie?

Albo tak:
- Widziałaś tego bloga? - zapytał Kuba biegnąc z komputerem do kuchni – To para Niemców, którzy jadą na rowerach z Europy do Azji. Zobacz jakie robią świetne zdjęcia – zachęcał
- Ok, chętnie obejrzę – doparłam i czekałam już tylko na wolną chwilę, by nie tyle zobaczyć zdjęcia, co przeczytać ich relacje z podróży. Ciekawią mnie bowiem takie historie. Kogo spotkali po drodze? Co interesującego im się przytrafiło? Jak sobie radzą?

I jeszcze tak:
- Nie zamawiajmy dziś mięsa – poprosił Kuba – źle się po nim czuję.
- Ok, nie ma problemu – odparłam, bo w końcu i tak nie jem nic poza kurczakiem bez kości, skóry, żyłek i innych tłustych warstw oblepiających białe mięso. No chyba, że gotują ojcowie, mamy, alby babcie. Wtedy to zupełnie inne kuchenne historie.

Zazwyczaj natomiast owe dyskusje kończą się następująco:
- Ja bym chciała jeszcze licznik – powiedziałam, kiedy już prawie wychodziliśmy ze sklepu. Po wyborze rowerów, bagażników i sakw byliśmy prawie gotowi, by rozpocząć naszą pierwszą rowerową wycieczkę. Wycieczkę przez Kraków nowymi jednośladami. - Jeśli mamy jeździć gdzieś dalej, muszę wiedzieć, ile przejechałam kilometrów! - dodałam. Kuba podchwycił pomysł, kupiliśmy dwa niedrogie liczniki. Przez całą drogę ze sklepu do domu cieszyliśmy się, jak małe dzieci. Okazja była bowiem wyjątkowa, to był w końcu 1 czerwca. Dzień Dziecka.

Albo tak:
- Musimy dojechać do Hongkongu! - powiedziałam stanowczo. Był to już 7 miesiąc naszej podróży i oboje czuliśmy narastające zmęczenie, frustrację i złość. Życie w drodze czasem potrafi naprawdę dać w kość i to był moment, w którym oboje czuliśmy, że jedyne na co mamy ochotę, to rzucić to wszystko i wrócić do Europy.
- Nie chce mi się, po prostu mi się nie chce – beznamiętnie powiedział Kuba, ale oboje wiedzieliśmy, że nie możemy dać za wygraną. Ustaliliśmy więc plan regeneracyjny. Tydzień w Turfanie – bez rowerów, bez planów na zwiedzanie. Tylko my, dobre jedzenie, internet i sen. Dużo snu.

I jeszcze tak:
- Musimy wyrzucić tę puszkę ryb – powiedziałam wyciągając z dna sakwy makrele w pomidorach. Kuba tylko popatrzył na mnie znacząco. Wyrzucanie jedzenia nie wchodzi w grę, ale kilka dni wcześniej po miesiącu zupełnego nie spożywania mięsa, ustaliliśmy, że przechodzimy na wegetarianizm. Podjęcie tej decyzji przyszło nam wyjątkowo łatwo. Teraz patrząc na te nieszczęsne ryby zgodziliśmy się wspólnie, że przy najbliższej okazji oddamy je "w dobre ręce".

PS Nie wiem, co by się stało, gdybym zamiast puszki z rybami na dnie naszej sakwy znalazła opakowanie węgierskiego salami, parmeńskiej szynki, albo paczkę kabanosów... To dopiero byłoby wyzwanie!
Komentarze

    wybierz kraj

    Wszystkie
    Austria
    Azerbejdżan
    Bułgaria
    Buty
    Chiny
    Chorwacja
    Czechy
    Gruzja
    Holandia
    Hongkong
    Iran
    Jemy
    Kirgistan
    Lubimy
    Niemcy
    Piszemy
    Polska
    Rumunia
    Serbia
    Słowacja
    Słowenia
    Szprychy
    Szyny
    Turcja
    Turkmenistan
    Uzbekistan
    Wegry
    Włochy

    RSS Feed

Kontakt
© 2012-2015 Bicycles' couple