Trasa (mapa): Monfalcone - Sistiana - Triest - Ankaran - Piran - Umag - Poreč/Parenzo - Rovinj/Rovigno - Pula - Premantura - Labin - Sv.Marina - Cres - Krk - Rijeka/Fiume - Triest - Udine
Odległość: 638 km
Termin: 30 września - 15 października 2012
Zaczęło się bardzo romantycznie... ciepły jesienny wieczór, wąskie urokliwe uliczki Werony, balkon Julii, pod który przychodził Romeo... i między tymi starymi kamieniczkami my z rowerami, zapakowanymi sakwami i głowami pełnymi wielkich nadziei na wspaniałą dwutygodniową wyprawę!
Odległość: 638 km
Termin: 30 września - 15 października 2012
Zaczęło się bardzo romantycznie... ciepły jesienny wieczór, wąskie urokliwe uliczki Werony, balkon Julii, pod który przychodził Romeo... i między tymi starymi kamieniczkami my z rowerami, zapakowanymi sakwami i głowami pełnymi wielkich nadziei na wspaniałą dwutygodniową wyprawę!
Do Werony przyjechaliśmy pociągiem. Z deszczowego Zagłębia Ruhry chcieliśmy jak najszybciej dostać się tam, gdzie jeszcze choć przez chwilę dałoby się odczuć ostatnie powiewy lata. Ruszyliśmy wzdłuż wybrzeża, przed siebie, przez Istrię. Pierwszym przystankiem tej podroży był dostojny włoski Triest.
Wyjazd z miasta nie należał do przyjemnych, ale szczęśliwie czym bliżej granicy, tym ciszej i spokojniej. Słowenia przywitała nas wspaniałą infrastrukturą rowerową. Bardzo spodobał się nam też sposób oznaczania ścieżek! Niestety radość nie trwała długo, bo tutaj chyba również wiele zależy od wysokości unijnych dotacji.
Obydwoje nie zdawaliśmy sobie sprawy z tego, jak ciekawe i urokliwe jest słoweńskie wybrzeże. Cieszyliśmy się z każdego nawet najmniejszego miasteczka, do którego udało się nam dojechać. Każde bowiem na swój sposób było intrygujące.
Wzdłuż słoweńskiego wybrzeża podążaliśmy szlakiem Porečanki (wł. Parenzana). Ta "Lokalna kolei Triest - Poreč", to pamiętająca Franciszka Józefa wąskotorówka łącząca niegdyś rolniczą Istrię z największym portem austro-węgierskiej monarchii. Już jakiś czas temu torowisko rozebrano a nasypami, mostami i ... tunelami przebiega dziś trasa rowerowa D-8, czyli "droga zdrowia i przyjaźni" łącząca Włochy, Słowenię i Chorwację. Nazwa jakby z poprzedniej epoki, ale wbrew pozorom trasa ta jest bardzo dobrze oznakowana i utrzymana , a przede wszystkim ze względu na swój pierwotny charakter, nie wykracza poza przyzwoite nastromienie, co znacząco ułatwiło nam podróż.
Po kilku dniach solidnego pedałowania należał się nam dzień wolny - wolny od rowerów! Leżeliśmy na chorwackiej kamienistej plaży, pływaliśmy w morzu, piliśmy piwo i spacerowaliśmy po Rovinju.
Podczas tej podróży bywały chwile, kiedy zastanawialiśmy się, czy aby na pewno jedziemy w dobrym kierunku... Nasz sprzęt - mapa i GPS - utwierdzał nas w przekonaniu, że podążamy wcześniej obraną trasą, ale tłumy rowerzystów jadących w przeciwnym kierunku, jakby twierdziły coś zupełnie innego. Jednak kiedy tylko dotarliśmy do Puli, wiedzieliśmy, że kierunek był właściwy!
Udało się nam przejechać przez Cres oraz Krk i obie, choć tak różne, zrobiły na nas ogromne wrażenie. Pokonanie mostu łączącego europejski stały ląd z największą na Adriatyku wyspą, było dla nas nie lada wyzwaniem!
Wielka, prawdziwa i szczera radość rowerzysty, czyli po trzech dniach bez gazu w końcu udało się nam kupić odpowiedni kartusz!
Nasza wyprawa po Istrii zakończyła się w nieco już zimowym austriackim Villach. Nie było łatwo wsiąść do pociągu ze świadomością, że ta podróż właśnie dobiegła końca.
Świat widziany z rowerowego siodełka jest zupełnie inny niż ten, który można dostrzec z okna autobusu, pociągu, czy samochodu. Nie jest lepszy ani gorszy, jest inny. Dla nas subiektywnie jest on o tyle ciekawszy, że pozwala się nam zatrzymać w każdym nawet najmniej uczęszczanym przez turystów miejscu, pozawala się nam nie spieszyć, jechać własnym tempem, podążać za planem, który dosłownie przed chwilą zaistniał w naszych głowach...
Byle do następnej rowerowej wyprawy!
Byle do następnej rowerowej wyprawy!